Siła jest tam gdzie ja…

Witajcie ? Chwilkę mnie tu nie było. Sporo się działo i jakoś brakowało czasu na napisanie czegoś nowego. Gdzie byłam kiedy mnie nie było?! Drugi rok z rzędu zdobyłam tytuł Twardziela Świętokrzyskiego pokonując pieszo 100 km wymagającej górskiej trasy. Sukcesem jest to, że poprawiłam znacznie zeszłoroczny wynik, obyło się bez kontuzji a na mecie stanęłam […]

Witajcie ?

Chwilkę mnie tu nie było. Sporo się działo i jakoś brakowało czasu na napisanie czegoś nowego. Gdzie byłam kiedy mnie nie było?! Drugi rok z rzędu zdobyłam tytuł Twardziela Świętokrzyskiego pokonując pieszo 100 km wymagającej górskiej trasy. Sukcesem jest to, że poprawiłam znacznie zeszłoroczny wynik, obyło się bez kontuzji a na mecie stanęłam wspólnie ze wszystkimi czterema moimi sportowymi przyjaciółkami.  Poza tym udało mi się przeprowadzić do mojego nowego mieszkanka. Wciąż ostro trenuję i gdzieś tam na horyzoncie coraz wyraźniej rysuje się cel, do którego zmierzam krok po kroczku. Jak widać na wszystko przychodzi odpowiedni moment i chyba dziś się wreszcie uda stworzyć dla Was nowy tekst.

Tym bardziej, że dziś jest wyjątkowy dzień ? Dokładnie rok temu po trzydniowym kursie instruktorskim w Zielonej Górze pozytywnie zaliczyłam wszystkie wymagane testy uprawniające mnie do uzyskania międzynarodowego tytułu instruktorskiego SFG1. Pisałam już o tym, że był to niesamowity i niezapomniany czas, który choć krótki nauczył mnie wiele a tytuł SFG1 jest dla mnie o tyle wartościowy, że po prostu wywalczony i wypracowany jedynie moją ciężką pracą.

Te trzy dni to czas intensywnej, wytężonej pracy fizycznej i psychicznej, bo nie tylko przerzucasz tam tony żelastwa podczas wszystkich treningów i egzaminów siłowych, ale zderzasz się z krytyką i oceną wszystkich swoich braków, niedociągnięć i błędów. Zwłaszcza dla kogoś takiego jak ja, kto sam, bez pomocy osobistego instruktora przygotowywał się do kursu było to ciężką próbą. Stanęłam przed wyborem- albo się poddać i powiedzieć sobie „to nie dla mnie”, albo przyjąć to na klatę i zawalczyć o swoje marzenia. Znacie mnie- wiecie, że zawalczyłam i wiecie, że zwyciężyłam. A wszystkim tym, którzy próbowali mnie zniechęcić do tego co robię swoimi komentarzami chciałam powiedzieć: dziękuje! To również dzięki Wam jestem dziś tu gdzie jestem i jestem szczęśliwa bo kocham to co robię.

Dziś kończy się tegoroczna polska edycja kursu instruktorskiego Strong First. Kolejne silne osoby zasilają właśnie szeregi instruktorskie organizacji zrzeszającej kettlowy świat (a przynajmniej jakiś fragment tego świata). Część z Was znam, wszystkim Wam gratuluję z całego serca bo doskonale wiem co dziś czujecie i że są to emocje, których nie można porównać prawdopodobnie z niczym innym. Nigdy nie zapominajcie, że jesteście silni a siła tkwi w Was i tylko od Was zależy, jak ten potencjał wykorzystacie.

I tu chciałam dotknąć pewnego tematu, który chodzi mi po głowie od jakiegoś czasu. Jako instruktor SFG1 należę do organizacji pod nazwą Strong First. Organizacji, która zrzesza osoby do których przemawiają założenia twórcy systemu Pavla Tsatsouline’a, przede wszystkim to, że siła jest fundamentem i podstawą wszystkich aspektów sprawności fizycznej. Jak w każdej organizacji i tutaj panują pewne zasady, tworzą ją ludzie myślący w podobny sposób, „wyznający” pewne wartości, tworzący społeczność. Należę do Strong First z wyboru i uważam, że to bardzo dobry wybór.

Ja należę do Strong First i staram się w treningu swoim jak i moich adeptów kierować zasadami SF. Ale w tylko samym świecie sportu są tysiące organizacji. Ty należysz do innej, trenujesz wg innej metody, wg innych założeń, masz inne cele.  Coś przekonało Cię, że to właśnie będzie dla Ciebie najlepsze. I wszystko byłoby fajnie, bo fajnie jest wierzyć, że to co robisz ma sens, że ludzie, których zrzesza Twój Team myślą podobnie do Ciebie, że tworzycie społeczność, rodzinę, że ta metoda jest właśnie dla Ciebie. No właśnie.. wszystko fajnie- pod warunkiem, że masz do tego zdrowe i rozsądne podejście i nie pozwolisz na manipulowanie sobą i zapędzenie się w kozi róg. Że masz dystans do samego siebie i do otaczających Cię ludzi a przede wszystkim, że przyjmujesz i rozumiesz fakt, że każdy jest inny i każdy potrzebuje czegoś innego. Również w kwestii treningu.

Obserwuję sportowe środowisko od jakiegoś czasu i coraz bardziej zaczyna mnie śmieszyć zachowanie tych wszystkich trenerów, instruktorów i uczestników zajęć sportowych, którzy ślepo wierzą w to, że tylko to co oni trenują i to w jaki sposób trenują jest dobre, wręcz najlepsze. Co gorsza wg nich najlepsze dla wszystkich bez wyjątku. Nie dość, że sami w to wierzą,  to próbują również przekonać do tego całą społeczność świata. Pół biedy, jeśli potrafią to w jakiś w miarę mądry sposób umotywować. Gorzej jeśli pod wpływem swoich „mentorów” albo co gorsza pod wpływem własnego wybujałego ego przekonanego o własnej zajebistości jedyne co próbują zrobić, to zamanifestować światu fakt, że to co robią jest naj… i jak to robią też jest naj… A to co robisz Ty i w jaki sposób to robisz jest gów..o warte. To żenujące, kiedy instruktor podczas prowadzenia szkolenia zamiast skupić się na nauczaniu tego co umie robić najlepiej i przekazaniu zalet metody treningowej którą stosuje podczas swojej codziennej pracy próbuje ośmieszyć i podważyć metody treningowe „konkurencyjnej” organizacji. Ktoś taki najwyraźniej nie docenia ludzi, z którymi ma do czynienia. Nie zdaje sobie sprawy, że jeśli trafi na myślącego człowieka to jego wniosek będzie prosty- skoro potrafi tylko krytykować innych to on sam nie ma nic wartościowego do zaoferowania. Sam strzela sobie w kolano. A wystarczyłoby, żeby po prostu pozwolił ludziom dokonać świadomego wyboru co będzie dla nich lepsze.

Omijajcie takich ludzi szerokim łukiem. I zawsze przemyślcie to co ktoś próbuje Wam „sprzedać” jako jedyne najlepsze, niepowtarzalne, najefektywniejsze. Nie każdy może i musi robić treningi cardio, nie wszyscy muszą kochać sporty siłowe. Nie wszyscy zabiją się od razu sztangą podczas treningu crossfitowego albo połamią sobie piszczele skacząc na boxa, ale też nie każdy musi kochać wyczerpujący crossfitowy WOD „do pożygu”. Są też tacy, którzy nie umieją bez tego żyć więc po co im to zabierać i nazywać ich debilami?! To co służy Tobie i sprawia, że osiągasz swoje cele niekoniecznie musi przemawiać do kogoś innego. I dzięki Bogu! Jakie to wszystko byłoby nudne gdyby wszyscy machali kettlami, które przecież są wspaniałe, cudowne i niesamowite. I choć prawdą jest, że teoretycznie są dla każdego to przecież nie każdy je pokocha.  A może ktoś będzie wolał machać nimi sportowo i wybierze gierevoy sport? Też wspaniale- czemu nie? Albo pójdzie na crossfitowy trening i jego swing okaże się mało „hardstylowy” ale przyczyni się do tego, że na danym treningu osiągnie cel, którym było wykręcenie najlepszego czasu. Jeśli ktoś z tego powodu poczuje się spełniony i przy okazji nie zrobi sobie krzywdy- popieram i szanuję.

Bo przecież o to w tym wszystkim chodzi- żeby odnaleźć i nie zgubić siebie w tym gąszczu metod treningowych, organizacji, cudownych metod. Mieć radość i satysfakcję z tego co się robi, osiągać małe i duże cele. Cieszyć się każdym treningiem, każdym małym sukcesem- mieć z tego fun bez względu na to, jaką metodą się to osiągnęło. Nie bądźcie ślepo wpatrzeni w jeden punkt, nie dajcie się wtłoczyć w sztywne ramy, uczcie się od najlepszych i kierujcie się rozsądkiem i troską o własne zdrowie. Próbujcie i korzystajcie z różnych rozwiązań, które są na wyciągnięcie Waszej ręki. Bawcie się ruchem z myślą o własnym zdrowiu, własnym sukcesie, własnym celu.

I jeszcze jedna kwestia. Macie pewnie świadomość, a jeśli jej jeszcze nie macie to już mieć będziecie, że przecież za każdą organizacją, za każdą metodą stoją jej twórcy i pomysłodawcy, a także, albo przede wszystkim, pieniądze. Nic więc dziwnego, że będą walczyć o Ciebie z całych sił, przekonując Cię jacy są świetni i najlepsi. A tak na prawdę w wielu przypadkach nie o Ciebie tu chodzi a o Twój portfel. Miej więc oczy i umysł szeroko otwarty i nie daj sobą manipulować. A przede wszystkim zawsze pozostań w zgodzie ze sobą, bądź wolną niezależną istotą, która ma wybór i nie musi być owieczką w tłumie innych jednakowych owieczek podążających w tym samym kierunku.

Podczas pisania tego tekstu jeden z moich adeptów umieścił na Instagramie post dotyczący jego startu w dzisiejszym półmaratonie. Myślę, że się nie obrazi więc zobaczcie sami:

Dziękuje Ci Kuba, bo w takich momentach przypominam sobie dlaczego idę właśnie tą drogą, moją drogą i dlaczego tak kocham to co robię.

Miłego tygodnia!